Mała dziewczynka z chorągiewką w dłoni przez życie szła jak przez mgłę. Nie wiedziała gdzie dojdzie, chyba nawet myślała, że najważniejsze to iść… Po prostu iść… Ale ile można iść, gdy nie widać dokąd? Gdy po drodze, która z początku wydawała się tak piękna i tylko piękna okazuje się, że choć wciąż ma w sobie pewien urok, to jednak jest trudna. Może zbyt trudna, by nią iść? Może zbyt zatłoczona przez słowa, które nigdy nie powinny paść, przez sytuacje, które nigdy nie powinny się wydarzyć? A chorągiewka wciąż w ręku, miotana wiatrem, coraz bardziej zniszczona i brudna, lecz trzymana mocno, jakby miała nieść ratunek. Przecież na początku drogi była tak piękna, niczym nie skażona, pełna blasku, lecz teraz już tak nie wygląda. Zmieniła się przez te wszystkie lata samotnej wędrówki, choć nigdy nie wędrowała przecież sama… Zawsze był ktoś obok i zawsze nie był wystarczający. Jej serce odczuwało samotność, jakby czekało na kogoś, kto może wypełnić tę pustkę. Dziewczynka, choć trochę urosła i nawet przez moment myślała, że jest już całkiem duża, że życie jest piękne, że da sobie radę, to gdy przychodził ponury dzień czuła, że czegoś jej brakuje. Nie wiedziała czego… ani co się stało z jej szczęściem, ale gdy spoglądała na swoją chorągiewkę widziała, że choć przebija z niej dawny blask, to nie jest to już ta sama chorągiewka. Teraz ledwo widać jaka była naprawdę, jaka była na początku. Słowa i wydarzenia odcisnęły na niej ślad, zbyt wyraźny, by można było go zmyć. Pomimo wielu prób upiększenia chorągiewki, odkrycia jej dawnego wdzięku lub choćby zakrycia niedoskonałości, małej dziewczynce nigdy się to nie udało. Teraz gdy patrzyła na swoją chorągiewkę wiedziała, że nic z nią nie da się zrobić, a gdy tak na nią patrzyła przed jej oczami pojawiały się wszystkie te sytuacje, które zniszczyły piękną chorągiewkę, wszystkie te słowa, które zabrały jej blask. Te sytuacje, w których mała dziewczynka chciała być tylko kochana, a nie była, w których chciała usłyszeć, że jest dla kogoś ważna, że jest mądra, dobra, piękna i niezwykła, a nie usłyszała. Te wszystkie momenty, o których chciałaby zapomnieć… Lecz nie mogła…

Chcąc przejść dalej, czując, że liczy się nie tylko to, że się idzie, ale też to gdzie się idzie, w uszach dziewczynki wybrzmiewały słowa, które usłyszała: „jesteś głupia, nic w życiu nie osiągniesz, jak możesz być tak niedobra, masz wielki nos i zęby jak u królika, w dodatku krzywe nogi, jesteś nikim, lepiej już przestań iść, i tak nie wiesz dokąd, a nawet gdybyś wiedziała, to i tak tam nie dojdziesz, zobacz, inni są normalni, zobacz, jednak można się dobrze zachowywać, tylko ty tego nie potrafisz, wszystkie dziewczynki są grzeczne, zawsze czyste, a ty ciągle broisz i jesteś brudna, nienawidzę cię.” To tylko niektóre z tych, które wciąż i wciąż brzmiały w jej uszach coraz bardziej brudząc chorągiewkę…
Gdy chorągiewka robiła się coraz brzydsza, szara i bez blasku mgła wokół dziewczynki stawała się coraz gęstsza. Mała dziewczynka z chorągiewką w dłoni uwierzyła, że te wszystkie złe słowa, które usłyszała na swój temat są prawdą. Już nie chciała nigdzie iść, nawet gdyby wiedziała dokąd, i tak by nie poszła. Teraz czuła tylko ból, który rozrywał jej małe serduszko. Teraz chciała zniknąć, albo chociaż usnąć i spać, spać, spać, żeby tylko nie czuć, nie czuć już nic…

Chorągiewka opadła na ziemię i choć dalej była w ręku małej dziewczynki, to już nie była podniesiona z dumą i radością, teraz pokazywała wszystko to, co czuła i kim się stała mała dziewczynka z chorągiewką w dłoni.
Siedząc w kałuży swoich łez dziewczynka pytała, choć nie wiedziała kogo „czy naprawdę jestem taka niedobra, czy naprawdę nic nie znaczę, czy moja droga ma jakikolwiek sens, po co żyję, po co tu jestem?” Te i inne pytania nie dawały jej spokoju i choć wciąż płakała, to czuła, że coś zaczyna się zmieniać. Mgła powolutku rozchodziła się na boki, a w oddali mała dziewczynka dostrzegła światło. Otarła łzy i zaciekawiona ruszyła przed siebie. Gdy zbliżyła się wystarczająco dostrzegła, że światło, które widzi bije od osoby. Choć bała się, to czuła w sercu coś czego nie mogła wyjaśnić, ani nazwać, coś co ciągnęło ją w kierunku nieznajomego. Gdy podeszła jeszcze bliżej zobaczyła, że ma on w ręku piękną chorągiewkę i wyciąga ją w stronę dziewczynki mówiąc:
– Twoja chorągiewka się zniszczyła, chcę ci dać nową, bo z tamtą już nic nie da się zrobić. Ale nie martw się, sam zrobiłem tę chorągiewkę, specjalnie dla ciebie. Zobacz jest tak piękna jak ty.
– Jak ja? Ja nie jestem piękna.
– Jesteś, ale z tą starą chorągiewką nie wyglądasz na szczęśliwą. Zobacz daję ci całkiem nową, piękniejszą niż twoja, nawet wtedy gdy jeszcze nie była zniszczona.
– Ale dlaczego?
– Bo chcę żebyś wiedziała jaka jesteś naprawdę. Zrobiłem tę chorągiewkę, bo cię kocham, widziałem każdą plamę, która niszczyła twoją chorągiewkę i wiem dlaczego się pojawiła. Ta chorągiewka, którą ci daję nie zniszczy się nigdy, bo jest zrobiona przeze mnie. Musisz obiecać mi tylko jedno.
– Co takiego?
– Że będziesz patrzeć tylko na to jak piękna jest twoja chorągiewka, a za każdym zerknięciem na nią przypomni ci się kto ją zrobił i dlaczego.
– Obiecuję.
– Dobrze. Jest jeszcze jedno – możesz wziąć tę chorągiewkę tylko wtedy, gdy pozwolisz mi iść dalej razem z tobą.
– Chcesz powiedzieć, że mnie kochasz i chcesz iść ze mną? Ale ja nawet nie wiem dokąd idę.
– Ze starą chorągiewką nie wiesz, ale z nową wszystkiego po kolei się dowiesz, a w końcu poznasz cel swojej wędrówki i dojdziesz do niego. To co, idziemy razem?
Mała dziewczynka z chorągiewką w dłoni nie mogła ukryć wzruszenia. Kiwnęła potakująco głową. Wyrzuciła starą chorągiewkę za siebie. W jednym ręku ścisnęła nową chorągiewkę, a w drugim dłoń nieznajomego, który już nie był nieznajomym i ruszyli razem przed siebie.

~H